Skip to playerSkip to main contentSkip to footer
  • yesterday
Transcript
00:00Zdjęcia i montaż
00:30Zdjęcia i montaż
01:00Zdjęcia i montaż
01:29Zdjęcia i montaż
01:59Zdjęcia i montaż
02:01Zdjęcia i montaż
02:03Zdjęcia i montaż
02:05Zdjęcia i montaż
02:11Zdjęcia i montaż
02:17Zdjęcia i montaż
02:19Zdjęcia i montaż
02:23Zdjęcia i montaż
02:29Zdjęcia i montaż
02:31Zdjęcia i montaż
02:37Zdjęcia i montaż
02:43Zdjęcia i montaż
02:45Zdjęcia i montaż
02:47Zdjęcia i montaż
02:57Zdjęcia i montaż
02:59Zdjęcia i montaż
03:01Zdjęcia i montaż
03:03Zdjęcia i montaż
03:05Zdjęcia i montaż
03:11Zdjęcia i montaż
03:13Zdjęcia i montaż
03:15Zdjęcia i montaż
03:17Zdjęcia i montaż
03:19Zdjęcia i montaż
03:21Zdjęcia i montaż
03:23Zdjęcia i montaż
03:25Zdjęcia i montaż
03:27Zdjęcia i montaż
03:29Zdjęcia i montaż
03:31By obejrzeć się, trzeba tak wielkiego męstwa.
03:41Dalej nic nie widać nad ostatnią krawędzią.
03:49Czy liczyć klęski?
03:55Czy nizać zwycięstwa?
04:01Kto mi to powie?
04:05Kto mnie sprawdzać będzie?
04:15Jakie są takie słowa dla pani ważne?
04:18Ulubione słowa ważne.
04:20Na pewno starać się, starać się.
04:27Staranie, staranie się.
04:31Jak nie będzie uważności na tę codzienność,
04:34czyli jednak pewnego obrazu, jak ten dzień może wyglądać,
04:38to ta codzienność tak odpływa, tak jakby umiera.
04:43Tak można sobie nagle zdać wieczorem sprawę, to właściwie,
04:46co to był za dzień, co się stało.
04:48A to mogły sobie nie zdawać sprawy.
04:50Tak, a mogły się stać bardzo drobne rzeczy, które jak człowiek przybliży te sprawy,
04:55to one okażą się ważne.
04:58Czyli starać się?
04:59Starać się.
05:00Uważność?
05:01Uważność.
05:02Jakie jeszcze?
05:03Nie pomnę.
05:04Tak nie pomnę.
05:06Nawet zapisałam sobie słowo, nie pomnę.
05:09Nie pomnę mi się kojarzy z moją mamą.
05:11Moja mama była bardzo ciężko chora.
05:13Miałam 6,5 lat, kiedy usłyszałam jej jęk, bardzo ciężko chora, wielkie bóle.
05:19Bardzo mała, tak 6,5 albo 7 lat i zawsze jak mówię nie pomnę, to widzę moją mamę,
05:31którą jak mijał atak, jak mijał ból, to ona zajmowała się dziećmi,
05:37to mówiła, że to trzeba coś upiec, zrobić i ona była nie pomna na to, co było przed chwilą.
05:43Na to cierpienie.
05:44I na całe życie znowu zostają, że słowo nie pomna zawsze mi się kojarzy,
05:49i ono też ma wielką w sobie jakąś dramaturgię,
05:53że coś było i coś człowiek nie pomny, jakby odsuwa to.
05:59To jest, ale tak...
06:00To jest, ale człowiek musi to odsunąć, musi chcieć to odsunąć, prawda,
06:06żeby zrobić coś innego, ważniejszego w tym momencie.
06:10No i nie wiem, nie wiem, nie wiem, słowo nie wiem, to jest coraz poważniejsze słowo.
06:18Właśnie, im bardziej się człowiek posuwa, tym bardziej to słowo jest...
06:23Jak człowiek jest bardzo młody, to wydaje się, że wie, że wszystko wie.
06:27A potem się okazuje, że...
06:30Ale że znowu to nie wiem, to jest coś takiego dla mnie, co...
06:36Co też może prowadzić człowieka.
06:39Jeden z moich przyjaciół powiedział, że do nie wiem, trzeba dojrzeć.
06:44No tak, bo...
06:45Ja widzę, bo ile pytań sobie trzeba zadać, żeby to nie wiem...
06:49Bo może być, nie wiem, takie byle jakie.
06:51Ktoś coś mówi, a to ja nie wiem.
06:53Ale jeżeli naprawdę pada słowo, nie wiem, uczciwie pada,
06:57to ono wypływa...
06:59Prawdopodobnie wypływa z wielu pytań, które sobie człowiek zadał.
07:03No...
07:04Jeszcze jedno słowo.
07:05Wszystko pamiętasz.
07:06Norwid powiedział, że takim słowem, które niesie największą dramaturgię,
07:14która ma w sobie największą dramaturgię, to jest za późno.
07:20Za późno.
07:32Najmądrze jest po prostu być...
07:34Nieważne w jakim miejscu czasu,
07:37jeśli w ogóle coś takiego jak czas istnieje,
07:40nic lepszego nie wymyślisz.
07:43Po prostu być w chwili, która jeszcze trwa.
07:47W tej, która co dopiero minęła
07:50i tej następnej, jeszcze prawie niewidocznej,
07:54która wysuwa się z przyszłości,
07:58której widać dopiero rąbek wąski, cienki jak nów Księżyca.
08:05Jechaliśmy przed świtem, po zamarzłych polach.
08:20Czerwone skrzydło wstawało.
08:24Jeszcze noc.
08:26I zając przebiegł nagle tuż przed nami,
08:31a jeden z nas pokazał go ręką.
08:36To było dawno.
08:41Dzisiaj już nie żyją.
08:47Ni zając, ani ten co go wskazywał.
08:54Miłości moja,
08:59gdzież są, dokąd idą
09:04błysk ręki,
09:07linia biegu,
09:09szeles z gród.
09:11Nie z żalu pytam,
09:17ale z zamyślenia.
09:22Kiedy myślę o tym, co miało wpływ na moją wyobraźnię,
09:31co ją kształtowało,
09:33zdaję sobie sprawę, jak ważna jest pamięć
09:35i to ta najdalsza sięgająca w głąb dzieciństwa.
09:40Te obrazy, pejzaże, które w nas są, żyją.
09:44Te szczegóły, które w danym momencie
09:46nie wydawały się takie ważne,
09:48teraz stoją na straży wyobraźni,
09:50są dla niej błogosławieństwem, tak myślę.
09:53Tak pani powiedziała.
09:55Tak.
09:57A jak pielęgnować wyobraźnię?
10:00Wyobraźnię trzeba pielęgnować.
10:03Trzeba ją rozgimnastykowywać.
10:08Przypomniało mi się zdanie Grotowskiego,
10:10rozgimnastykowanie wyobraźni.
10:13Myślę, że to można porównać,
10:16żeby zrozumieć,
10:18że jeżeli człowiek chce zrobić mostek,
10:21to musi ten kręgosław ćwiczyć, żeby zrobić.
10:24I wyobraźnią jest też,
10:26że jeżeli wyobraźnia nie jest nasycana,
10:29nasycana właśnie obrazami,
10:33ciekawymi ludźmi, zdarzeniami,
10:35czyli tu się wszystko łączy,
10:37bo i uważność, i szczegóły.
10:40Jeżeli ona nie jest odżywiana,
10:43to ona tak wędnie,
10:46tak może jak kwiat niepodlewany.
10:49Także tę wyobraźnię należy rzeczywiście
10:52rzeczywiście ćwiczyć,
10:56żeby ona nas wiodła,
11:00żeby ona nam pomagała żyć.
11:02Z tej naszej wyobraźni,
11:04ja mam takie poczucie,
11:05że jest gęsta w środku,
11:07bo zamieszkują różne obrazy,
11:10ludzie.
11:11Ja na przykład pamiętam,
11:13pamiętam taki,
11:15ktoś mi opowiedział,
11:17że to prawdziwa historia.
11:19Podobno w Paryżu,
11:21przez cały kościół,
11:23przechodził bezdomny,
11:25i tak codziennie przychodził
11:27do samego prawie ołtarza,
11:29siadał w pierwszej ławce
11:30i tak siedział.
11:31I jakaś pani do niego podeszła
11:34i powiedziała,
11:36proszę pana,
11:37może panu trzeba coś pomóc,
11:39bo pan tak przychodzi się tu modlić.
11:41A on mówi,
11:42nie, nie,
11:43ja nie umiem się modlić,
11:44ale co on tam sam tak będzie siedział?
11:47Pokazał na tabernaku.
11:51Co on tam sam tak będzie siedział?
11:55Stary profesor.
12:01Spytałam go o tamte czasy,
12:03kiedy byliśmy jeszcze tacy młodzi,
12:05naiwni, zapalczywi,
12:07głupi, niegotowi.
12:09Trochę z tego zostało.
12:11Z wyjątkiem młodości.
12:13Odpowiedział.
12:15Spytałam go,
12:16czy nadal wie na pewno,
12:18co dla ludzkości dobra,
12:20co złe.
12:21Najbardziej śmiercionośne złudzenie
12:24zmożliwych.
12:25Odpowiedział.
12:27Spytałam go o przyszłość,
12:30czy ciągle jasno ją widzi.
12:33Zbyt wiele przeczytałem
12:36książek historycznych.
12:38Odpowiedział.
12:39Spytałam go,
12:41czy bywa czasami szczęśliwy.
12:45Pracuje.
12:47Odpowiedział.
12:49Odpowiedział.
12:51Spytałam o przyjaciół,
12:53czy jeszcze ich ma.
12:54Kilkoro moich byłych asystentów,
12:57którzy także już mają byłych asystentów.
13:00Pani Ludmiła, która rządzi w domu.
13:03Ktoś bardzo bliski, ale za granicą.
13:06Dwie panie z biblioteki,
13:08obie uśmiechnięte.
13:10Mały Grześ z naprzeciwka
13:12i Marek Aureliusz.
13:15Odpowiedział.
13:17Spytałam o ogródek i ławkę w ogródku,
13:23kiedy wieczór pogodny
13:26obserwuje niebo.
13:29Nie mogę się nadziwić,
13:32ile tam punktów widzenia.
13:37Odpowiedział.
13:43Puste chwile
13:47Puste chwile są podarunkiem dla duszy.
13:53Dusza potrzebuje pauzy.
13:57Potrzebuje chwili niedziania się.
14:04Chociażby po to,
14:08żeby zagłębić się w sobie.
14:12Puste chwile
14:14Puste chwile
14:15Chociażby
14:20Zabada
14:21Po blizk
14:22Po po co
14:23Po po pobunie
14:24Po pobunie
14:27Po pobunie
14:29Po pobunie
14:30Po p jurk
14:33Największym wydarzeniem w życiu człowieka są narodziny i śmierć Boga.
14:50Ojcze, Ojcze nasz, czemu jak zły ojciec nocą, bez znaku, bez śladu, bez słowa, czemuś mnie opuścił?
15:01Czemu ja opuściłem Ciebie?
15:08Życie bez Boga jest możliwe.
15:12Życie bez Boga jest niemożliwe.
15:17Przecież jako dziecko karmiłem się Tobą, jadłem ciało, piłem krew.
15:24Może opuściłeś mnie, kiedy próbowałem otworzyć ramiona, objąć życie, lekko myślny, rozwarłem ramiona i wypuściłem Ciebie.
15:38A może uciekłeś, nie mogąc słuchać mojego śmiechu, Ty się nie śmiejesz.
15:44A może pokarałeś mnie, małego, ciemnego, za upór, za pychę, za to, że próbowałem stworzyć nowego człowieka, nowy język.
15:58Opuściłeś mnie bez szumu skrzydeł, bez błyskawic, jak polna myszka, jak woda, co wsiąkła w piach.
16:08Zajęty, roztargniony, nie zauważyłem Twojej ucieczki, Twojej nieobecności w moim życiu.
16:26Życie bez Boga jest możliwe.
16:33Życie bez Boga jest niemożliwe.
16:38Życie bez Boga zbliżą replaces
17:07Nie objawił mi się żaden Bóg w gorejących i ognistych krzakach.
17:15Nie przemawiał do mnie pożarem i nie wzywał mnie płomieniście.
17:23Odnalazłam go w krzaku bzu, gdy w kiściastych krocił się znakach.
17:30Rozpoznałam go najzieleniej, gdy przez mokre wołał mnie liście.
17:41Jakże trudno wytrwać w równowadze, plącząc nogi po drodze o cudy i nie oprzeć się pewnie o Boga.
18:00Bliznę po odejściu dobra pamięć leczy.
18:17Może zejdą blaski po schylonych plecach?
18:27Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, wielka jest przepaść pomiędzy nami a światłem.
18:42Pamiętam 1963 rok, szpital w Minanówku.
18:54Ciężkie warunki, taka wielka sala pełno łóżek, łóżko, łóżko, łóżko, cały jeden rząd łóżek i drugi rząd łóżek.
19:08Dużo nas, kobiet, i następnego dnia przynieśli nam nasze dzieci, takich zawiniątka.
19:26Ja miałam zawiniątko, ta pani miała zawiniątko, ta kobieta miała zawiniątko.
19:38I tak, i naprzeciwka było pani zawiniątkiem.
19:45I nagle, na wprost, zobaczyłam panią,
19:52ona była w takiej białej, bardzo, takiej rozpiętej koszuli białej
20:01i pielęgniarka jej pokarm ściągała
20:07i wiązała ją takim elastycznym bandlarzem mocno, żeby sprasować jej piersi,
20:13żeby nie było już pokarmu, bo już pokarm niepotrzebny,
20:20bo dziecko umarło.
20:23I po latach ten obraz mi wrócił.
20:33Upierałam się wtedy.
20:36Szajna robił scenografię, Helmut Kajzar,
20:39Bolesława Śmiałego Wyspiańskiego.
20:41Grałam krasawicę i śmierć, jakby pomiędzy śmiercią a życiem.
20:46Na granicy.
20:47Na granicy.
20:49Miałam narysowany taki kostium, taki jakiś trykot jak ciało
20:54i piersi doprawione.
20:58Ja wtedy powiedziałam, że to jest niemożliwe.
21:02To musi być krasawica jakaś podejrzana.
21:06Trzeba jej sprasować piersi, żeby ona nie miała piersi.
21:11I w danym momencie, kiedy się upierałam, to ja się upierałam, bo czułam, że nie.
21:20Ale dopiero potem mi napłynął ten obraz tego szpitala, tej kobiety obandażowanej.
21:30A jeszcze ta granica, to jest bardzo ciekawe, ta granica między końcem, a czymś radosnym ślubem, panną młodą, było to, że to było tak zrobione, że to mogłoby być wrażenie sukni.
21:52Było ramionczko i tu była obandażowana, ale to mogła być góra. Potem była krasa, spłonnica.
21:59I że ten zapamiętany obraz to stworzył tak naprawdę.
22:04Tak. Ja myślę, że tak sobie pomyślałam, Agnieszko, że my mamy w gruncie rzeczy wielki dar.
22:15Że my możemy to, cośmy zobaczyli, to cośmy przeżyli, jeżeli byliśmy uważni, jeżeli mieliśmy wyobraźnię, jeżeli mamy pamięć, to my to oddajemy.
22:32Los człowieka po tym samym zdaje się obracać kolem. Zawsze jakaś wojna, która ponad głowami kołuje z wrzawą, zawsze jakaś matka, która syna musi utracić.
22:51Zawsze jest miłość, która choćby wypełniła komuś życie po brzegi, ani od powinności względem ojczyzny, ani od przeznaczonej śmierci, wybawić się nie może.
23:07Cóż więcej wyjednać u bogów możemy nad krótką zwłokę. Chwilę. Chwilę pocieszenia, która nie trwa dłużej niż okam gnienie.
23:25Lasy płonęły, a oni na szyjach splatali ręce jak bukiety róż. Ludzie zbiegali do schronów.
23:38On mówił, że żona ma włosy, w których się można ukryć. Okrycie jednym kocem szeptali słowa bezwstydne litanie zakochanych.
23:52Gdy było bardzo źle, skakali w oczy naprzeciw i zamykali je mocno, tak mocno, że nie poczuli ognia, który dochodził do rzęs.
24:09Do końca byli mężni, do końca byli wierni, do końca byli podobni, jak dwie krople zatrzymane na skraju twarzy.
24:27Boże
24:38Boże, przywróć rzeczom blasku tracony. Oblecz morze w jego zwykłą wspaniałość, a lasy ubierz znowu w barwe rozmaite.
24:55Zdejm z oczu popiół, oczyść język z piołunu.
25:00Spuść czysty deszcz, by zmieszał się ze łzami.
25:06Nasi umarli niechaj śpią w zieleni. Niech żal uparty nie wstrzymuje czasu, a żywym niechaj rosną w serca od miłości.
25:22Cały czas mi się zdaje, że ja stoję i poprawiam te łóżka w szpitalu. Powiedziała Pani, jak rozmawiałyśmy sobie wczoraj.
25:35Tak, miałam taki czas po maturze.
25:44Różne rzeczy robiłam między innymi.
25:47Pracowałam w szpitalu dziecięcym na chirurgii.
25:53Pierwsza operacja serca.
25:58No i dzieci.
26:00Ja to pamiętam, że jak tak się starałam, żeby łóżko dobrze pościelić, żeby było gładko.
26:13Miałam takie poczucie, że to mogę zrobić.
26:16Mogę pościelić porządnie łóżko, żeby dziecku było lżej leżeć przed operacją, po operacji.
26:26I to taki konkret, co mogę dać.
26:33Potem też myłam dzieci.
26:37Jak umyć, żeby najmniej bolało dziecko.
26:41To było takie ważne doświadczenie, że człowiek może coś konkretnego zrobić i że to jest wymierne.
26:56I że to jest wymierne.
26:58Ta wymierność wtedy była dla mnie ważna.
27:02Dalej jest.
27:04Dalej chyba jest, dalej się staram.
27:09Jakie ważne jest, Agnieszko, żeby nie zapomnieć się cieszyć.
27:24Przypomniałam sobie w Komorowie.
27:32Chodziłam na rytmikę.
27:34No i mogłam tańczyć.
27:37Bardzo lubiłam tańczyć.
27:39I pamiętam, że jak wracałam z rytmiki, przychodził wieczór, to ja nie mogłam usnąć, nie mogłam spać.
27:51I pamiętam taki dzień, kiedy usłyszałam, że mama mówi, majeczkę trzeba zabrać z rytmiki, żeby się nie przecieszyła.
28:04Bo jak się tak cieszy, przecieszy, to nie może spać, a dziecko musi spać, żeby się nie przecieszyła.
28:18Przez odmienioną wioskę, sama odmieniona, szłam wolno, wolniusieńko, prowadząc za ręce moich starych rodzin.
28:33Moich starych rodziców, co przybyli ze mną, by sprawdzić zostawioną tu po sobie pamięć.
28:45Byłam przez oka mgnienie maleńką dziewczynką, uczepioną kurczowo ich wiedzących dłoni.
28:57Wystarczyło się schylić, by odnaleźć piłkę rzuconą przed półwieczem w glilie, które wciąż tu trwały.
29:11Przez krótką chwilę oni też się stali młodzi, zbiegli się ich uczniowie dawni z pobrużdżoną twarzą.
29:25O jakież naszym rysom dziwaczne przebranie czas narzucił, jakbyśmy szli na maskaradę.
29:37Ptak niegdyś wystrugany przez Antka przy frunu i zrobił wielkie oczy na mój widok.
29:49A jego stwórca dziś po sześćdziesiątce na powitanie wyrzekł do mnie pani.
29:58A jaka tam ze mnie pani?
30:02Rosę życia z tej samej przecież rzeki piliśmy po społu.
30:07Przyszłam po nią ze dwoma wiadreńkoma.
30:14Zaczerpnęłam jak ty, jak my wszyscy i ja nie ugasiłam pragnienia.
30:30Mama.
30:44Myślałem nigdy się nie zmieni.
30:51Zawsze będzie czekała.
30:54Ubrana w białe suknie, niebieskie oczy na progu wszystkich drzwi.
31:01Zawsze będzie uśmiechała się wkładając ten naszyjnik.
31:07Aż nagle urwała się nitka.
31:13Teraz perły zimują w szparach podłogi.
31:18Mama lubi kawę, ciepły kafel, spokój.
31:24Siedzi, poprawia okulary.
31:26Na spieczastym nosie czyta mój wiersz i siwą głową mu zaprzecza.
31:32Ten, który upadł z jej kolan, zaciska usta, milczy.
31:37Więc niewesoła rozmowa pod lampą, źródłem słodyczy.
31:46Nieunoszony żalu, z jakich piją studni, po jakich drogach chodzi syn.
31:54Niepodobny do marzeń.
32:00Karmiłam mlekiem łagodnym jego spalenie pokój.
32:07Krwią go obmyłam ciepłą, ręce ma zimne i szorstkie.
32:15Z daleka od twoich oczu, przebitych ślepą miłością, łatwiej unieść samotność.
32:28Za tydzień w zimnym pokoju, ze ściśniętym gardłem, czytani list.
32:39W tym liście litery stoją osobno, jak kochające serca.
32:54Przez wiele lat obiecywałem mamie trzy rzeczy.
33:07Że zaproszę ją do Krakowa, że pokażę Zakopamy i góry, że pojadę z mamą nad morze.
33:15Mama nie zobaczyła nigdy w życiu Krakowa, nie widziała ani Krakowa, ani gór z morskim okiem w środku, ani morza.
33:25Nie dotrzymałem obietnic.
33:30Czemu jej nie zawiozłem do Krakowa i nie pokazałem sukiennic Kościoła Mariackiego, Wawelu, Wisły?
33:41No tak, syn mieszkał w Krakowie, młody, obiecujący poeta i ten poeta, który tyle wierszy napisał dla matki i tyle wierszy dla wszystkich matek,
33:56Nie przywiózł mamę do Krakowa w roku 1947, ani w 1949, nigdy mi nie przypominała.
34:12Nie robiła wyrzutów.
34:15Mama nie widziała Warszawy, mama nigdy nie leciała samolotem, nie płynęła statkiem.
34:24Nigdy nie byłem z mamą w cukierni, w restauracji, w kawiarni, w teatrze, operze, ani na koncercie.
34:33I nie mam nawet tej pociechy, że mama na tamtym świecie idzie przez planty, przez Kraków, na Wawel.
34:50Czy w niebie jest morze, nad którym siedzą nasze matki w biednych salopkach, płaszczach, starych pantoflach?
35:02Czy w napisach, i kapel w wosach?
35:32Tatuś, pamiętam, że kiedy wracał z pracy późno, to przychodził do naszego pokoju powiedzieć nam dobranoc.
35:53Dobranoc mi i mojemu bratu, Piotr, mój bliźniak, już nie żyje.
36:09I tatuś przychodził, ale kiedy zdawało mu się, że śpimy, to podchodził bliżej, do naszych łóżek i tak pochylął się i patrzył.
36:29I ja chciałam zarzucić jakoś ręce, jakoś go objąć, taki był skłopotany i zmęczony, ale nie mogłam.
36:52Zaciskałam oczy coraz mocniej, nie spałam, ale udawałam, że śpię.
37:02Potem się pytałam, dlaczego ja tak robiłam.
37:08Ja myślę, że ja nie mogłam sprostać tej cichej, cierpliwej miłości, którą tatuś nasz miał.
37:25Pamiętam, pamiętam spacery z tatuśiem, tatuś dużo pracował, więc to nie były częste spacery, ale ja brzozowa.
37:44Tatuś jedną ręką trzymał Piotra, a drugą mnie i przypominam sobie, że w pewnym momencie, nie wiem, jak na komendę zmienialiśmy ręce.
38:04Teraz ta ręka taty będzie moja, a ta twoja.
38:07A potem puszczaliśmy ręce taty i robiliśmy takie koła, najpierw takie duże, duże, coraz mniejsze i dopadaliśmy do tej samej ręki.
38:22Nie wiem, to jakaś radość była.
38:27Ale pamiętam taki spacer, kiedy tata przystanął w tej alei między tymi drzewami i tak patrzył w stronę Warszawy.
38:51Trzymał mnie za rękę i patrzył i ja pamiętam, pamiętam taką ciszę i czuliśmy, że nie trzeba o niej spytać.
39:16Tylko jeden raz, jeden raz spytaliśmy się, tatusiu, dlaczego, dlaczego niebo jest takie czerwone.
39:30A tatuś powiedział, to łuna Warszawa się pali.
40:00Moja niepełna, niepełna mama bardzo cierpiała, ale nie było rzeczy małej, nieważnej.
40:28Wszystko, co dotyczyło dzieci było ważne, mimo cierpienia.
40:36I kiedy byłam na studiach w Krakowie, na święto matki, napisałam list do mamy,
40:46że chciałabym być taką mamą, jak ona była dla mnie, dla nas.
40:52I po jej śmierci w jej książeczce do nabożeństwa znalazłam ten swój list
41:02i był, było dopisane przepustka do nieba.
41:14Przepustka do nieba.
41:17Nasze życie jest zwyczajne.
41:25Przeczytałem w pamiętej gazecie, którą ktoś zostawił na ławce.
41:31Nasze życie jest zwyczajne.
41:34Czytałem u filozofów.
41:35Zwyczajne życie, dni i troski.
41:39Niekiedy koncert, rozmowa, spacer na obrzeżach miasta.
41:45Dobra wiadomość, zła wiadomość.
41:48Ale przedmioty i myśli były jakby niedokończone.
41:53Tylko naszkicowane.
41:58Domy i drzewa łaknęły czegoś innego.
42:03I w lecie zielone łąki leżały na wulkanicznej planecie,
42:09jak płaszcz na oceanie.
42:14Czarne kina łakną światła.
42:19Lasy oddychają gorączkowo.
42:23Obłoki cicho śpiewają.
42:28Wilga modli się o deszcz.
42:33Zwyczajne życie łaknie.
42:46Nie mijaj ranku.
42:50Zatrzymaj swe ptaki.
42:53Jeszcze się zdążysz naobracać w czasie.
42:58Przystań mi wiosno w półobrocie światła.
43:02Wachaj się chwilę w odcieniach zieleni.
43:10Przedłóż mi, zmierzchu, swą wczesność dosyta.
43:14Nie spiesz się majm.
43:17Trwaj, moja miłość.
43:18O lata, kiedy się wami nacieszę.
43:27Przemija życie,
43:29jak noc w okam gieniu.
43:37Przemija ziemia,
43:39w ułamku promieniu.
43:48Jakie to cudowne,
43:51że ludzie ciągle mają odwagę żyć.
43:55Wstają rano,
43:59kupują mleko i chleb,
44:02odprowadzają dzieci do przedszkola,
44:05obracają skrzypiący kierat,
44:08widzą sens w prostych działaniach.
44:11Kupują makatki i lampy,
44:14powtarzają syzyfowe prace,
44:17mycie, pranie, sprzątanie,
44:19gdy rozwijają się w nich
44:22choroby i starość.
44:26Skąd się bierze
44:28to męstwo,
44:35ta wiara,
44:38że trzeba.
44:44Mnie bardzo
44:48pomaga.
44:51Dużo mi dało
44:52zdanie
44:54Basi Sadowskiej.
45:07To już było
45:09po
45:09morderstwie syna.
45:14Zdawał maturę.
45:18Spytałam się Basi,
45:25jak jej się udaje żyć
45:27po tym, co zobaczyły jej oczy.
45:33I Basia powiedziała,
45:35że musi tak żyć
45:36albo tak długo żyć,
45:38nie pamiętam,
45:39ale tak żyć,
45:42żeby zdążyć się poprawić,
45:44żeby spotkać się z synem.
45:50Żeby zdążyć się poprawić,
45:53to myślę, że to dotyczy,
45:56nas wszystkich może nas dotyczyć.
45:59I to jest taka moja nadzieja,
46:01że każdy dzień ma sens,
46:04że każdego dnia możemy
46:08coś poprawić,
46:10bo to,
46:11żeby spotkać się z synem,
46:13to dotyczy tych,
46:15którzy wierzą w te spotkania.
46:18Basia wierzyła.
46:19Ja staram się wierzyć.
46:24Bo tak mam poczucie,
46:25że tego czasu jest
46:26nie tak dużo już dla mnie.
46:29W każdym razie takiego,
46:30gdzie moja głowa będzie
46:31pracowała często.
46:33Jakieś kartki ciągle coś zapisuję,
46:36bo zapominam.
46:38I że o tych ludziach pamiętam.
46:49Tak mi jakoś niespokojnie
46:54na duszy.
46:57Jak jaskółce przed odlotem.
47:01Albo jak bocianowi.
47:06Pamiętam u nas kiedyś
47:08na wsi przyleciało
47:12nagle pod wieczór
47:15czternaście bocianów.
47:19na podwórze
47:20siadły na dachach,
47:24na drzewach
47:25i nie mogły się zdecydować.
47:29Jeden spychał drugiego,
47:33a kiedy wreszcie usiadły,
47:36podniosły dziobę
47:38do góry
47:40i poczęły klekotać.
47:45Na zajużsiu ćwicie
47:47poleciały.
47:52Kiedy się zbudziłem,
47:53już ich nie było.
48:01To było takie ćwiczenie
48:04przed odlotem.
48:07mam wielką ochotę
48:13poklekotać.
48:17Trochę, może nawet nie trochę,
48:21ale bardzo.
48:24Zdaje mi się, że
48:25umiałbym wszystko
48:29wyrazić tym klekotaniem
48:31i tęsknotę,
48:35i niepokój,
48:35i strach.
48:37Czas na mnie.
48:57Czas nagli.
48:58co ze sobą zabrać
49:03na tamten brzeg?
49:07Nic.
49:09Więc to już
49:11wszystko,
49:14mamo?
49:14tak, synku.
49:19To już wszystko.
49:23A więc to tylko tyle?
49:28Tylko tyle.
49:29Więc to jest...
49:34Więc to jest całe życie?
49:43Tak.
49:45Całe życie.
49:46Taka historia.
49:57Małgosia Baranowska,
49:58poetka,
49:59już nie żyje,
50:02w jednym z książek
50:03opisała rozmowę
50:04babci
50:05z wnuczką.
50:07Wnuczka zapytała
50:08babcie,
50:09gdzie byłam
50:10zanim się urodziłem?
50:14Babcia odpowiedziała,
50:15w niebie.
50:16A gdzie będę,
50:18jak umrę?
50:20W niebie.
50:22Ma wnuczka.
50:24No to po co ten spacerek?
50:32Po co ten spacerek?
50:36Tak mówię, mówię.
50:40Ale kiedy ma się tyle lat,
50:42tak dużo lat.
50:51To jest takie przynaglenie.
50:53To się czuję takie przynaglenie,
50:55żeby powiedzieć to,
50:56to co wydaje się,
50:59wydaje się ważne,
51:01żeby zdążyć,
51:04żeby nie było
51:05za późno.
51:11Tylko w jakiej,
51:12w jakiej formie
51:15to zrobić?
51:17Jak to powiedzieć?
51:23Jak?
51:24Panie,
51:28wiem, że dni moje są policzone.
51:33Zostało ich niewiele.
51:36Tyle, żebym zdążył jeszcze
51:38zebrać piasek,
51:42którym przykrył mi twarz.
51:44nie zdążę już
51:47zadośćuczynić skrzywdzonym,
51:52ani przeprosić tych wszystkich,
51:56którym wyrządziłem zło.
51:58Dlatego smutna jest moja dusza.
52:06Życie moje
52:06powinno zatoczyć koło,
52:11zamknąć się,
52:13jak dobrze skomponowana
52:14sonata.
52:17A teraz widzę dokładnie
52:19na moment przed kodą
52:22porwane akordy
52:27źle zestawione kolory
52:30i słowa.
52:33Jazgot,
52:35dysonans,
52:37języki chaosu.
52:41Dlaczego życie moje
52:43nie było jak kręgi na wodzie,
52:50obudzonym w nieskończonych
52:52głębiach
52:53początkiem, który rośnie?
52:57układa się w słoje,
52:59stopnie,
53:01stopnie fałdy,
53:04by skonać spokojnie
53:07u twoich
53:09nieodgadnionych
53:12kolan.
53:15nie myślcie,
53:27że jestem nieszczęśliwy.
53:31cieszę się,
53:34że myślę.
53:36Myślcie, że się cieszę.
53:40Świadomość
53:41jest tańcem radości.
53:46Moja
53:46świadomość tańczy.
53:48a kiedy porwie się taniec
53:52zwyczajem każdego kłębka,
53:56pójdę do nieba,
53:59gdzie się nic nie czuję,
54:02gdzie od początku byłem,
54:03zanim był,
54:06gdzie już do końca będę,
54:10gdy nie będę,
54:11tam radość
54:14nie do opisania.
54:20To wszystko.
54:21wszystko.
54:51Muzyka
55:21Ale u wejściach, które zamknięte głazem lawiny będzie zapomniane, w jodłowym lesie nad spadającym z lodowca potokiem łania urodzi cętkowanego jelonka.
55:43I powietrze rozwinie swoje piękne, liściaste spirale innym oczom, jak mnie kiedyś.
55:54I odkryta będzie na nowo każda radość poranka, każdy smak jabłka zerwanego w wysokim sadzie.
56:06Więc mogę być spokojny o to, co kochałem.
56:14Muzyka
56:26Muzyka
56:38Muzyka
56:50Muzyka
57:02Muzyka
57:14Muzyka
57:26Muzyka
57:38Muzyka
58:08Muzyka